NIEŚMIERTELNOŚĆ, reinkarnacja, metempsychoza – Rozważania. Druga i ostatnia część, uzupełnienie eksplikacji powieści „Apokryf Juliana”

Na początek posłuchajcie sobie kawałka pochodzącej ze Sri Lanki Mathangi Mayi, bardziej znanej jako raperka i piosenkarka M.I.A.: M.I.A. x The Partysquad x KENZO - Y.A.L.A. (You Always Live Again)

M.I.A - Y.A.L.A.


Później zaś włączcie sobie jakąś indyjską ragę, polecam Ravi Shankara lub jego córkę Anoushkę.
Ravi Shankar - raga

 Albo włączcie sobie płytę Nomadeus zespołu (polskiego!) Aya RL, etno-transowe, hipnotyczne, tripowe klimaty:
Aya RI - Nomadeus - Wha Mo Ya

Albo Bacha Koncerty Brandenburskie, albo cokolwiek lubicie, byle coś kosmicznego, pięknego, co pozwoli Wam się rozluźnić i nieco odlecieć.

Następnie popatrzcie na ten obraz, nie taki znowu kiczowaty:


Teraz jesteście gotowi by przeczytać, co tu napisałem o moim rozumieniu reinkarnacji, metempsychozy.

Moje rozumienie nieśmiertelności polega na otwarciu się na otchłań przypadkowości życia, co może być trudne do zrobienia, szczególnie jeśli jest się bardzo zadowolonym z siebie humanistą.
 Ktoś, kto wierzy, że po śmierci będzie nieśmiertelny w niebie, bądź ktoś, kto wierzy nawet w absolutną nicość po śmierci, prawdopodobnie traktuje siebie bardzo poważnie, widząc w swoim istnieniu bądź metafizyczny sens (to, że będzie istniał ze swoją tożsamością, a może nawet swym wyglądem także po śmierci w zaświatach) bądź jest tak bardzo utwierdzony w sobie jako w swoim skończonym nieciągłym, śmiertelnym Ja, które się narodziło i które umrze, że też ma mniejszą szansę  poznać metafizyczną perspektywę, zauważyć przypadkowość danego życia, w którym każdy z nas się odnajduje bądź nie (w swoim principium individuationis), co zależy od stopnia świadomości. Można na przykład umrzeć w wieku dwóch lat z głodu w Afryce i nawet nie zdążyć się stać sobą. Można być w jakiś sposób upośledzonym i nie mieć tego rodzaju świadomości. Można być skaczącą z drzewa na drzewo latającą jaszczurką i też być zbyt zajętym swoimi sprawami, by wykroczyć poza swój horyzont.  Dlatego twierdzę, że każdy będzie bliższy zrozumieniu tego problemu, kto w swej funkcjonalności, „poręczności” mówiąc po Heideggerowsku nie jest „niewidzialny” tzn. płynny, kto rodzi się nadwrażliwy na byt, staje się filozoficznie przebudzony by zobaczyć jakim chwilowym objawieniem, jednym w swoim rodzaju, jest w strumieniu nieśmiertelnego życia, do jakiego należy, skoro się w nim objawił, znalazł i uświadomił.

Ten problem outsidera (na jaki zwracał uwagę Colin Wilson w książce "Outsider"), że nic nie może obronić nas przed danym nam losem, może odsłonić nas na problem nieśmiertelności.

Nasze ego mówi nam, że jesteśmy pierwszą i ostatnią osobą, jaka żyła i urodziła się na świecie. Z perspektywy pozbawionego uprzedzeń oglądu na świat, co wykazywał świetnie i bardzo ostrożnie Schopenhauer w swym „Świecie jako woli i przedstawieniu”, jawi nam się zupełnie inna, metafizyczna sytuacja: odkrywania każdorazowo własnego Ja. Gdyż od milionów czy miliardów lat już nawet życie na Ziemi ewoluuje i trwa, a mimo to wciąż tu jesteśmy: ja, ty, my, tacy a nie inni, zmutowani, mniej lub bardziej dostosowani do rzeczywistości – i czy nie, nieśmiertelni? Gdy płyniemy w tej rzece genów. Czyż nie należący do wieczności? (aczkolwiek wiesz, że jesteś akurat człowiekiem skoro jesteś tu, czytasz i rozumiesz te słowa). Przy czym jest to nieśmiertelność nie tyleż upragniona, co wstrząsająca, przerażająca, niszcząca nasze Ja (tak jak w nieprawdopodobnym filmie „Lost highway” Lyncha). Z tego względu zamierzam jednak zwrócić uwagę na pozytywny wymiar tej całej sytuacji i szansę jaką ona daje na zrozumienie ogromnej moralnej odpowiedzialności każdego z nas w naszym życiu.

Trudne to tematy do filozofowania, bliskie mistyce. Schopenhauer wiedział, że tylko dotąd da się to wyrazić, nieledwie otworzyć na to, pełne zrozumienie tego jest niemożliwe i jest tajemnicą. Nawet Gombrowicz to rozważał w Dzienniku, ale przestraszył się niejako tych myśli i nietrudno mu się dziwić. Wszystko tu jest tajemnicą. Nie da się teraz z tego powiedzieć: oto są takie i takie zasady w jakich to się odbywa. Wszystkie koncepty wędrówki dusz, metempsychozy, dogmaty reinkarnacji, zaklinanie się filozofów na to, że tyle a tyle żywotów jeszcze przed nimi nim uwolnią się z koła wcieleń – wg mnie to pułapka i błądzenie umysłu, który próbuje, odnosząc się do pewnej przeczuwanej, acz niezwykle tajemniczej prawdy, uchwycić ją, ogarnąć, wyrazić wg własnych pragnień i widzimisię. Tymczasem trzeba po prostu wycofać się, uspokoić, wziąć głęboki oddech i oddać hołd temu, zadrżeć być może przed tym ogromem, spojrzeć na siebie i po prostu polubić siebie, wzruszyć się sobą i zachwycić światem i życiem, innymi ludźmi i stworzeniami. Bo doprawdy niezwykła i piękna to jest tajemnica naszego istnienia na tym świecie! 

Traktuję teksty orfików, pitagorejczyków, Upaniszady, teksty mistrzów buddyjskich mówiące o reinkarnacji zawsze z wielką otwartością dla ich poetyckiej prawdy i piękna. Wycofuję się tylko wtedy, gdy dany mistyk czy poeta stara się powiedzieć za dużo i zaczyna, w moim odczuciu, zmyślać (tak jak napisałem powyżej odnośnie tego, co mnie najbardziej razi w takich tekstach). Wzrusza mnie jednak tak piękna prostota niektórych dawnych traktatów i poematów. W "Oczyszczeniach" pisze Empedokles: „byłem ja już kiedyś chłopcemdziewczyną, krzewem, ptakiem i niemą rybą." Piękne słowa wielkiego lekarza starożytności. "Metamorfozy" Owidiusza mają równie zachwycające fragmenty. Polecam znakomitą książkę naukowca Jerzego Tomasza Bąbla "Reinkarnacja. Z dziejów wierzeń przedchrześcijańskiej Europy", który udowadnia, że te wierzenia nie przyszły do nas z Indii, a były znane na terenach Europy już tysiące lat temu (pochówki w formie embrionalnej w okresie paleolitu). Nasi przodkowie Słowianie wierzyli, że "dusze zmarłych nie odchodzą do jakiejś tam krainy zmarłych, lecz dalej istnieją w przyrodzie - w drzewach, roślinach, zwierzętach, owadach i ptakach. Żyją w wielkim Oceanie Życia manifestującego się w Kosmosie. Podlegają takim samym cyklom". Psychiatra Grof udowodnił w swoich eksperymentach, że transpersonalne doświadczenia takie jak przeżywanie poprzednich wcieleń  (najgłębsze warstwy nieświadomości), są doświadczeniami typowymi dla transowych doznań szamańskich - były znane od tysiącleci, dlatego metempsychoza i reinkarnacja były tak powszechne na całym świecie od zarania, bo szamanizm był pierwszą religią ludzkości. 

 Wszak jedyną prawdą jaka znana jest we wszechświecie jest to, iż zawsze już się budzisz, jak mówi Ajin w powieści „Apokryf Juliana”. A gdzie i jako kto i po co? To już pytania sensowne tylko wtedy, gdy obdarzony jesteś świadomością – a i to nie jest zawsze konieczne. I mogą to być najróżniejsze przebudzenia. Oby na tyle bezbolesne i szczęśliwe, by życie mogło być radosne i warte przeżycia, dla nas wszystkich. 

To co wyraża „Apokryf Juliana” to właśnie ową otwartość na byt i szacunek dla tego ogromu i tajemnicy.

By spróbować chociaż na chwilę wziąć pod uwagę, że życie może nie kończy się po prostu wraz z naszą śmiercią – co w zasadzie jest zrozumiałe dla wszystkich, świat w końcu będzie trwał dalej, wiemy o tym. I że to życie, które dalej się odradza, tak jak i my teraz się odrodziliśmy, odradzać się będzie dalej – wiemy o tym. A dlaczego nagle miałoby odrodzić się bez nas, w takiej czy innej formie, skoro teraz odrodziło się już (czy też narodziło: z jakiejś ciemności, więc w pewnym sensie z jakiejś śmierci?) z nami? Jeśli się nie obudzimy, nic nie będzie. Jeśli jednak już się zbudziliśmy, czy rozpoznamy znów sami siebie? 

Zapewne, jak moglibyśmy nie… 

Czy właśnie tego nie zrobiliśmy i nie robimy?

 Jung powiedział a propos reinkarnacji, że "w koncepcji reinkarnacji kolejnym i nieskończonym wcieleniom podlega niezmienny, a zarazem bogacący się w doświadczenia i zdolności duch człowieka."

Co próbuje wyrazić „Apokryf Juliana”? Właśnie ową refleksję nad pewną dającą się przeczuć i zrozumieć do pewnego stopnia prawdą, o ile wyjrzymy trochę poza horyzont własnego jednostkowego życia i spojrzymy na wszystko z szerszej perspektywy, lub z pewnej wysokości, jak ze szczytu góry, z której rzeczy jawią się w zupełnie innym świetle (co zawsze tak ważne jest dla filozofów).

Człowiek wycina Puszczę Białowieską, Amazońską. Liczy się tylko forsa, zysk, Ja, moje życie. Co mnie obchodzi co będzie za 20, 50 lat? Czy na pewno może cię to nic nie obchodzić i możesz czuć się tak bardzo pewny? Reinkarnacja uczy etycznego wymiaru, rozumienia ogromnego pola i sieci związków i odpowiedzialności każdego z nas za przyszły świat, na tyle na ile możemy dopomóc w zmienianiu go na lepsze. Bo nawet jeśli nie rozumiemy tej perspektywy o której mówię, lub odrzucamy ją, to bezsprzecznym faktem jest, że w tej przyszłości będą żyć nasze dzieci, które odziedziczą nie tylko nasze geny ale i świat po nas, taki, jakim go im zostawimy. Ignorancja niektórych ludzi, brak jakiejkolwiek wizji i moralności jest porażająca.

Jednak skąd miałbyś mieć pewność, że ciebie nie będzie, skoro już do tego momentu otwarto ci drogi twej własnej tak przypadkowej egzystencji (jesteś biały, czarny, skłonny do otyłości, bogaty, głupi - nie wierzysz w to, prawda? i słusznie, też tak myślę, ale załóżmy, że ktoś gdzieś trochę bardziej jest :)  lub zdrowy, chory, garbaty itd., dlaczego niby miałby istnieć jakiś wyższy sens, tego kim jesteś, wyjątkowy, raz tobie dany – z metafizycznej perspektywy, bo oczywiście każdy genetycznie różni się i w tym sensie każdy jest wyjątkowy). Żyjesz już teraz, „tak późno”, wobec życia, w którym już dotąd miliony pokoleń zginęły, a mimo to wciąż żyjemy, wciąż jesteśmy, czyż nie? Ja, ty i my wszyscy. I dopiero w tej perspektywie ginie gdzieś Ja i można zrozumieć prawdę naszych narodzin, naszego odnalezienia się i odnajdywania, przebudzenia w tej rzece genów, w danym momencie. 

Zawsze jednak jest się po prostu sobą. I tyle. I żyje się na szczęście całym sobą w pełnym przywiązaniu do siebie samego, pełnej ignorancji i zaślepieniu dla całej przepaści przeszłości („porzuconych” skór i góry szkieletów ciągle rosnącej od setek milionów lat, po jakiej stąpamy, z jakiej się wyłaniamy) i przyszłości jeszcze nie narodzonej, a dopiero rodzącej się z nas, o ile będą ku temu warunki by mogła się odrodzić i odradzać – i całe szczęście! Warto jednak czasem odsłonić trochę zasłonę Mai i spojrzeć poza bardzo zawężone widzenie, do jakiego ogranicza nas nasz umysł  odbierający świat zmysłami, goniący za swoimi sprawami, nie widzący nic najczęściej poza tym co tylko w zasięgu jego wzroku. Iluż niestety mamy takich ślepych ludzi u steru władzy, w korporacjach, rządzie, w świecie nauki itd.? 

Doświadczenie większości z nas może nam powiedzieć, że mamy sens, w tym co robimy, w tym kogo spotykamy, czego szukamy i co znajdujemy, co robimy i gdzie jesteśmy. Wszyscy pływamy w morzu sensów, które tworzymy, nieustannie. Więc w tym sensie obyśmy wszyscy znajdowali się jak najmocniej, jak najwięcej „w sensie”, a „sens” ten najgłębiej jest miłością. 

Wszyscy jesteśmy różni, inni. Za horyzontem rodzą się już nowi. Powiedz to im. Powiedz to samemu sobie, za każdym razem, gdy będziesz chciał przejść dalej, a coś zatrzyma cię w miejscu, a ty już tam będziesz. Po drugiej stronie. Gdzieś dalej. Stopy dinozaurów. I twoje. Na tej samej ziemi. 

Gdyby ludzie zrozumieli tę odpowiedzialność związaną z nieśmiertelnością (jej świadomością), którą wyraża Ajin w powieści "Apokryf Juliana", a która wcale nie jest tak trudna do zrozumienia (mam nadzieję, że potrafiłem na nią otworzyć w tym krótkim tekście) – świat mógłby się zmienić totalnie. 

Bylibyśmy powiązani odpowiedzialnością z życiem tak ogromną, że nikt już nie zrobiłby niczego wbrew światu, czyli sobie samemu.

W tym sensie byłby to jak powieść głosi, nowy kopernikański przewrót w myśleniu i świadomości, rewolucyjny przekaz zaginionego chłopaka… O tym właśnie opowiada powieść „Apokryf Juliana”.




APOKRYF JULIANA możesz kupić TUTAJ - EMPIK

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niezwykle wpływowy film OPĘTANIE Andrzeja Żuławskiego i potęga inspiracji

The Book of Mormon - musical twórców South Parku - recenzja i przemyślenia w kontekście powieści "Apokryf Juliana"

"Apokryf Juliana" Recenzja powieści Krzysztofa Bernasia autorstwa Leszka Bugajskiego (7/18 Czwarty Wymiar)