Kazirodztwo. Zajęcia u M. Kanabrodzkiego, zmora współczesnej humanistyki. Kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim.

Post ten nie będzie w zasadzie o samych studiach kulturoznawczych na UW, a jedynie o pewnej szkodliwej tendencji na kulturoznawstwie na Uniwersytecie Warszawskim do bagatelizowania znaczenia nauk przyrodniczych na rzecz strukturalizmu, poststrukturalizmu, psychoanalizy, postmodernizmu etc. Może to przybierać straszliwe formy, czego choćby doświadczyłem na zajęciach (bodaj z antropologii kultury) o kazirodztwie u doktora Mateusza Kanabrodzkiego w roku akademickim 2015/2016. Skutki takiego podejścia do wiedzy naukowej przez profesorów nauczających młodych ludzi po prostu błędnych i nieprawdziwych rzeczy, mogą być dość straszne.

Na pamiętnych zajęciach rozmawialiśmy o kazirodztwie. Zdaniem Kanabrodzkiego nie ma najmniejszego dowodu na istnienie związku pomiędzy kazirodztwem a chorobami u potomstwa. Kazirodztwo to czysto kulturowy, arbitralny, symboliczny zakaz, natura nie ma tutaj nic do rzeczy.

 Ja i jedna z koleżanek na zajęciach, próbowaliśmy protestować. Ale dr Kanabrodzki nie był zainteresowany wysłuchaniem tego, co mieliśmy do powiedzenia. Ignorował nasze stwierdzenia o tym, że jest to coś oczywistego w świecie naukowym i każdy biolog i genetyk potwierdziłby, że natura celowo nie pozwala na takie związki, gdyż mogłoby to doprowadzić do poważnych wad rozwojowych u takiego potomstwa. Nie byliśmy w stanie wtedy tego w pełni obronić i wytłumaczyć, gdyż trochę zabrakło nam słów na taką ignorancję ze strony doktora, który w zaparte twierdził, że nie ma żadnych badań, które by to potwierdzały ani żadnego dowodu na to. Kazirodztwo to czysto ludzki, kulturowy zakaz, koniec i kropka, jeśli jakiś naukowiec twierdzi inaczej, to są to jego nieuświadamiane uprzedzenia, stoją za tym religijne przekonania bądź ideologia, w której tkwi nie zdając sobie z tego nawet sprawy.

 Dopiero teraz, przeczytawszy "Erotyzm" George Bataille'a (skądinąd świetna książka, z jednym małym "ale"), wiem skąd się wzięły te "uprzedzenia" z kolei u Kanabrodzkiego i skąd to przekonanie o swojej racji. Pan Kanabrodzki recytuje po prostu to, co napisał sobie Bataille (skądinąd ineteresujący myśliciel, ale nie w tej jednej kwestii) w książce z 1957 roku (!!!!!). Cytuję:
"Po dziś dzień ludzie wierzą, że dzieci zrodzone z kazirodczych związków są zdegenerowane. Obserwacja bynajmniej tego nie potwierdza, ale wiara w to prostackie wyobrażenie jest bardzo rozpowszechniona". (s. 196-197).
I dalej: "zakaz ten nie jest czymś naturalnym", nie istnieje on u zwierząt i "dany jest on człowiekowi historycznie" (s. 197).

Rzeczywiście, Bataille na pewno jest najlepszym autorytetem w tej kwestii, na którego w pierwszej kolejności warto się powoływać! Na pewno książka napisana w latach 50' XX wieku przez filozofa jest bardzo aktualna w tym zakresie!

Dalej Bataille tłumaczy skąd się wziął zakaz kazirodztwa, powołuje się on na strukturalizm i teorię Levi-Straussa, który twierdził, że człowiek przeszedł z natury do kultury właśnie poprzez zakaz kazirodztwa, czyli odejście od zwierzęcego nieograniczonego seksualnego zaspokajania się, gdyż w świecie zwierząt taki zakaz nie istnieje. Dodać należy do tego ekonomiczny wymiar wymiany kobiet, oddawania swoich córek, sióstr w ramach pewnego społecznego paktu, pewnej ekonomii wspólnoty i obrotu dóbr jakimi są kobiety. Przeto mężczyźni wyrzekają się seksualnie swoich sióstr i córek, oddają je innym mężczyznom w plemieniu, tak aby zacieśniać więzi społeczne między rodzinami, klanami etc. W ten sposób ustanawiają zakaz kazirodztwa, żyją w kulturze, stają się ludźmi, przestają być zwierzętami. Tyle Levi-Strauss.

Tymczasem naukowcy udowadniają istnienie efektu Westermarcka (negatywny imprinting, istnienie silnej awersji seksualnej u osób od niemowlęctwa blisko z sobą przebywających, prawdopodobnie ma to związek z węchem), w świecie roślin istnieją specjalne organy zapobiegające samozapyleniu, u wielu zwierząt rodzina nie pozostaje ze sobą we wspólnocie, po wykarmieniu dzieci rodzina rozprasza się, aby zapobiec właśnie kazirodztwu. U rodzin które pozostają ze sobą dłużej istnieją wrodzone zahamowania przed krzyżowaniem się z rodzicami albo rodzeństwem. Także zakaz kazirodztwa istnieje też u zwierząt, obserwuje się go tak samo u naczelnych jak u ludzi.

Czemu kazirodztwo jest niebezpieczne?
Zacytuję tekst pochodzący z Wyborczej, zatytułowany "Bracie, gdzie jesteś? Co nauka mówi na temat kazirodztwa":

"Każdy z nas ma dwa komplety genów - jeden po ojcu, drugi po matce. Jeśli zdarzy się, że jedna kopia jakiegoś genu zostanie uszkodzona, organizm może korzystać z drugiej, prawidłowej (rzadko wpływ zepsutego genu dominuje nad działaniem zdrowej kopii). W ten sposób uszkodzony fragment DNA może być przekazywany kolejnym pokoleniom, nie wywołując u nosicieli poważniejszych dolegliwości. Ale wciąż jest obecny w DNA osób z danej rodziny.

Wyobraźmy sobie teraz, że w kazirodczym związku zwiążą się brat z siostrą mający po jednym uszkodzonym i jednym dobrym egzemplarzu genu. Jest duże prawdopodobieństwo, że któreś z ich dzieci dostanie w spadku popsute DNA zarówno od ojca, jak i od matki. Jego organizm nie będzie miał wówczas szansy na uniknięcie choroby.

Widać to dobrze na przykładach członków rodziny Habsburgów, w której często zawierano "wsobne małżeństwa", co u króla Karola II skończyło się licznymi defektami fizycznymi i opóźnieniem umysłowym."


Mateusz Kanabrodzki zapewne nie ma zbyt wiele szacunku dla współczesnej wiedzy naukowej, faktów i badań, gdyż wszystko jest tylko kulturowe, zaczyna się od umysłu i języka.  A natura nie istnieje...

Hmm... rzeczywiście... Całe kulturoznawstwo jest jak anorektyczka, która na sposób gnostycki próbuje zaprzeczyć istnieniu własnego ciała, pragnie być tak bardzo przeduchowiona, pozacielesna, (językowa), że aż zapomina o tym, że jej fiksacja może doprowadzić ją w końcu do śmierci z przegłodzenia. Jeśli dla kogoś ciało, a może i życie samo jest abiektem, nie może mieć do niego zdrowego i normalnego stosunku ani akceptacji dla biologicznych faktów naukowych. A na to choruje kulturoznawstwo i nauki humanistyczne.

A przykładem na to były opisane przeze mnie zajęcia z doktorem Kanabrodzkim, gdzie widać bardzo wyraźnie tę pogardę i ignorancję w stosunku do nauki u jednego z uznanych badaczy naukowych na kulturoznawstwie UW, który jednak wtłacza młodym student(k)om do głowy takie niesprawdzone głupoty, wynikające po prostu z niewiedzy, tak, że te zajęcia stają się nie tyle zbędne, co po prostu szkodliwe: dla rozumienia świata i rzeczywistości przez młodych ludzi. Dla pytań, które chcą zadawać na temat tego jak funkcjonuje świat, a które to pytania (i odpowiedzi) są niemal wyszydzane, gdy tylko nie zgadzają się z istniejącym obecnie na kulturoznawstwie paradygmatem naukowym.

Owszem, kto chce spróbować kazirodztwa, proszę bardzo. Ale jest to gra w ruletkę, bardzo niebezpieczna gra. 42 procent dzieci urodzonych w związkach krewnych pierwszego stopnia rodzi się z poważnymi wadami bądź umiera po porodzie. W przypadku związku kazirodczego może dojść do wzmocnienia recesywnych i dominujących cech zarówno negatywnych jak i pozytywnych. Jakimś cudem raz na jakiś czas mogłoby dojść do uzyskania pozytywnych cech w takim związku, jednak ryzyko tego, że dzieci urodzą się chore z takiego związku jest wielokrotnie większe niż w przypadku rodziców niespokrewnionych ze sobą. Wiedzą to wszyscy, którzy posiadają elementarną wiedzę na temat biologii. Każdy kto nie krzywdzi innych w tym co robi powinien czuć się wolny by robić co chce. Jednak wszystkim braciom i siostrom, którzy znaleźli w sobie upodobanie bądź pragną poeksperymentować zalecam jednak zabezpieczenie.

Mam nadzieję, że Mateusz Kanabrodzki douczy się. Oby na kulturoznawstwie nie krzywdzono studentów i nie uczono ich przynajmniej o tym, o czym niektórzy humaniści nie mają najmniejszego pojęcia.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niezwykle wpływowy film OPĘTANIE Andrzeja Żuławskiego i potęga inspiracji

The Book of Mormon - musical twórców South Parku - recenzja i przemyślenia w kontekście powieści "Apokryf Juliana"

"Apokryf Juliana" Recenzja powieści Krzysztofa Bernasia autorstwa Leszka Bugajskiego (7/18 Czwarty Wymiar)